Od początku! Krótko i zwięźle. :)
Już po biegu 11 listopada zacierałam ręce przed kolejnym startem i całkowicie przypadkowo znalazłam informacje o Biegu Świetlików. Dlaczego Świetlików? Otóż start o godzinie 18:00 ponad tysiąca przybranych w światełka, z odblaskami, pałeczkami świetlnymi, czołówkami i czymkolwiek ktokolwiek jeszcze wymyślił (inwencja twórcza startujących nie była niczym ograniczona, biegli nawet ludzkie choinki :D), osób, tworzących rozświetlony korowód na ulicach Krakowa nie mógł przywodzić na myśl niczego innego, jak rozszalałego roju świetlików w gorącą, letnią noc. Idealna pogoda i warunki pozwoliły przebyć dystans 10 kilometrów bez żadnych problemów chyba każdemu z zawodników. Bieg umilały nam przyozdobione świątecznie ulice i mosty. Klimat zbliżających się świąt unosił się w powietrzu dosłownie wszędzie! :) Na równie rozświetlonej co my mecie na każdego jak zawsze czekał pamiątkowy medal. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie wzięłam udziału w letniej edycji, ponieważ medal z niej, w połączeniu z zimowym tworzy oryginalny puzzel, jednak mam nadzieję, że przyszłoroczne edycje: czerwcowa i grudniowa również zaoferują startującym taką niespotykaną formę medalu. :)
Jedyne minusy, na które oprócz mnie zwracało uwagę wielu biegaczy to fakt, że pakiety startowe nie zawierały w sobie koszulek, co w ostatnim czasie stało się pewnego rodzaju standardem, który organizator w ramach wniesionej opłaty zapewnia, oraz chipy do pomiaru czasu przyczepiane do butów, zamiast wbudowane w numer startowy. Dobrze, że na mecie ktoś przypomniał mi o oddaniu mojego "miernika", bo mogłabym wrócić z nim do domu i mieć później kłopoty. Biegacz biegaczowi biegaczem, ot co! Na pomoc zawsze można liczyć. :)